24 kwietnia 2016

Opaska z czarnymi różami i z białymi różami

Pyrkon i już po Pyrkonie. Wielki sukces. W wielu dziedzinach. Zaczynając od tego, że byłam tam jako wystawca, miałyśmy wspaniale zorganizowane stoisko, miałyśmy super manekina, z którym ludzie robili sobie zdjęcia i chcieli zabrać go na romantyczny spacer <ale tylko do czasu, kiedy kazano nam go ubrać>. Porażką było tylko  to, że zrobiłyśmy  baner-flagę i nie miałyśmy nic, by rozwiesić to w widocznym miejscu, wiec skończyła przypięta do stołów. Triumfem było też to, że dowiozłam nas wszystkich w jednym kawałku! Choć, nie powiem, wracając było ciężko utrzymać powieki otwarte. Sukcesem jest też banda nowych znajomych! Banda bardzo starała się przywozić nam jedzenie i nie gubić się w Poznaniu autem. Starała się. Podobno. Ale to nic, pizza smakuje lepiej, gdy czeka się na nią 3-4 godziny.


Jedyna sensowna fota z Pyrkonu. Kadrowanie tak wspaniałe, że możecie podziwiać sufit. I to naprawdę fajny sufit.

Wszystkim, którzy nas odwiedzili serdecznie dziękuję. Wiecie, gdyby nie Wy, to nie byłoby mnie i tak dalej. Dajecie siłę i chęci, by działać i jeździć. Mieszkanie w Trójmieście niestety ma swój minus, bo wszędzie daleko, a na południu Polski jest tyle wspaniałych, dużych konwentów! Na szczęście zbliżają się moje najdłuższe wakacje w życiu i mam zamiar należycie je wykorzystać. Chcę jeździć po kraju i sprzedawać te swoje paskudne rzeczy.

Wracając jeszcze do wakacji: mam zamiar wykorzystać je w 200%. Głównym celem są konwenty, a przy okazji chcę zwiedzić trochę kraju. Nie żebym już nie miała Polski zjeżdżonej z rodzicami. Po za tym chciałabym wybrać się na Woodstock. Wstyd przyznać wręcz, ale nigdy jeszcze nie byłam. Kolejnym punktem do zaliczenia są włosy. Ba, już nawet zaczęłam je rozjaśniać, ale wymagają miliona poprawek. Chwilowo celuję w fiolet, ale plan zakłada pełen przekrój pianek venity i różnych farb. Co tam matura, martwmy się o włosy i wakacje.


Dzisiaj przyszłam do Was z opaskami w najbardziej uniwersalnych kolorach. Odkryłam sposób na robienie takich cudownych różyczek. Zabierają mnóstwo czasu, każdy płatek trzeba zwinąć osobno, później posklejać wszystko, wiec raniące było, stwierdzenie jednej dziewczyny, że sprzedaję je za drogo (a ona swoje, z innych materiałów, sprzedaje taniej). To trochę smutne, że niektórzy handmejdowcy nie rozumieją stwierdzenia, że jeśli nie będziemy się cenili sami, to inni ludzie za nas tego nie zrobią.



Efekt, jaki daje tak pozwijana wstążka, upaja moje poczucie estetyki. Są "mięsiste" w dotyku, takie pełne i przyjemnie ciężkie, zupełne przeciwieństwo tych piankowych.



I na tym zakończę tego posta. Widzę, że dość mocno rozpisałam się na samym początku, sporo się działo, więc było co opisywać. Teraz muszę zabrać się za uzupełnienie facebooka! Mam pełno zdjęć i nie wiem, które publikować pierwsze i kiedy zabrać się za obróbkę i w ogóle kiedy się tym zająć, a przecież niedługo matury aaaaa... idę panikować w kącie pokoju.

4 komentarze:

  1. Wygląda nieźle :)

    W wolnej chwili zapraszam ----->http://lifemerryblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, naprawdę. Co myślisz o opaskach włóczkowych, robionych na szydełku? Dobrze sprawdzają się w chłodne dni, i wcale nie muszą wyglądać babciowo :)
    Link: welnabawelna.pl/wloczka-katia-basic-merino-welna-z-akrylem

    OdpowiedzUsuń
  3. rzeczywiście piękny efekt :D

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty