1 lutego 2016

Podwiązki słodkie i te nieco mniej

Dobry wieczór, robaczki!

Ostatnie dwie noce spędziłam na materacu. Tak wyszło, że łóżko oddałam, a nowe przyjedzie dopiero dziś wieczorem. Nawet przyjemnie jest mieć takie legowisko w kącie pokoju, ale nie potrafię się w nim wyspać. Strasznie odczuwam wszelkie zmiany. Sam fakt, że z innej strony mam ścianę jest drażniący. Pewnie wychodzi tutaj też moja czujność w nocy. Nie zasnę mocno w obcym miejscu albo z kimś. A może to tylko wymówki dla bezsenności. Nie wiem, i prawdopodobnie się nie dowiem. W każdym razie czekam na kanapę.

Dziś mam Wam do pokazania kolejne podwiązki. Kilka z nich mogliście już zobaczyć. Między innymi takie proste, jak i nieco bardziej rozbudowaną trójkątna wersję. Pewnie nie każdemu się spodobają, dla niektórych może to być zbyt mocny akcent do codziennego ubioru.



Przy tych dwóch zaszalałam. Szczególnie tej z różową falbanką. Nie wiedziałam kompletnie co mi wyjdzie, i czy w ogóle. Pierwsze podejście nie było zbyt kolorowe i poszło na straty. Za kolejnym razem było już lepiej, a teraz już udoskonalam doszywanie wstążek gdzie się da. Głównie są to obróżki i podwiązki, ale także coś, co mogliście widzieć na fanpagu: bransoletki na kostki.



Druga, z dwoma o-ringami, jest w porównaniu do tej z falbanką bardziej uniwersalna. Śmiesznie się plącze na maszynie podczas szycia.


Czyż nie jest przeurocza? Gdybym sama odważała się częściej chodzić w kolorach, to pewnie bym się zaopatrzyła w taką. Lub w ogóle jakąś w kolorze innym niż czarny. A Wam się podobają? nosilibyście takie dodatki? Napiszcie mi w komentarzach, co o tym sądzicie.

Staram się też ćwiczyć makijaż przed studniówką. Czyli chodzę wieczorami umalowana, lepiej lub gorzej i okupuję łazienkę przez blisko godzinę. Nie chcę w dniu imprezy się denerwować, że znów nie wyszło, tak samo jak nie chcę wydawać kasy na makijaż, fryzjera, paznokcie, rzęsy i Bóg wie jeszcze co, podczas gdy mogę się sama nauczyć. Tym bardziej, że mam dwie imprezy pod rząd do zaliczenia; w piątek swoją, a na następny dzień u chłopaka. Nie wiem jak przetrwam ten maraton, za to obiecuję pokazać Wam moją kreację :)

Znalazłam też kawał dobrej muzyki. Oczywiście, w moim odczuciu dobrej. Zespół nazywa się ∆in death it ends∆. Zarzucę linkiem niżej i tym monotonnym utworem zakończę ten post.
Do następnego!


5 komentarzy:

  1. E, fajne! Nosiłabym latem, zwłaszcza tę bez ozdób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie mocne akcenty, zdecydowanie wolę te mniej miłe wersje, zwłaszcza, jeśli są np. z imitacji skóry, wtedy to już nawet nie muszą mieć ćwieków czy czegokolwiek z ozdób. Dobrze, że w dzisiejszym czasie są jeszcze jakieś samouki, które nie idą na łatwiznę, tylko sami chcą coś robić.
    Miłej zabawy na imprezach :)

    Pozdrawiam, Kat de Wolf
    http://katdewolf.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za te słowa zachęty :> Mnie jeszcze bardziej cieszy to, że są jeszcze ludzie którzy to doceniają

      Usuń
  3. Wow, świetnie to wygląda. Chciałabym mieć taki talent, jak ty.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty